Muzeum Sztuki Ōhara – ciekawostki
| zdjęcie bez związku z tematem ;-) |
Dzięki komentarzowi artdeco pod opisem historii powstania Muzeum zainteresowałam się sprawą kradzieży.
Czego się dowiedziałam?
Otóż, w styczniu 1963 roku ukradziono obraz przedstawiający pejzaż Neapolu, którego autorem był Jean Baptiste Camille Corot (1796-1875). Obrazu nie odnaleziono.
Druga kradzież miała miejsce pod koniec listopada 1970 roku. Łupem złodziei padło pięć obrazów:
• Georges Rouault (1871-1958) – „Klaun”
• Vincent van Gogh (1853-1890) – „Droga w Alpilles”
• Armand Guillaumin (1841-1927) – „Autoportret”
• Gustave Moreau (1826-1989) – „Pieśń nad pieśniami”
• Jean-Édouard Vuillard (1868-1940) – „Pani Vuillard obierająca ziemniaki”.
Był to pierwszy w Japonii przypadek kradzieży dzieł sztuki w większej ilości i dochodzenie szło jak po grudzie. Wreszcie w 1972 roku udało się ustalić pięć osób odpowiedzialnych za kradzież. Obrazy odzyskano.
Ówcześnie w muzeum nie był zainstalowany żaden system alarmowy, nie było również dozorcy czy ochroniarza, który pilnowałby dobytku w nocy. Złodzieje podobno dostali się do środka przez zakratowane okna na parterze. Później okna zostały zamurowane.
Wróćmy jeszcze do tego ukradzionego i odzyskanego obrazu van Gogha.
Został zakupiony w 1935 roku od holenderskiego marszanda. Ale po latach okazało się, że to falsyfikat.
Z obrazem wiąże się długa, dość ciekawa, ale i zawiła historia. Nie będę jej tutaj szczegółowo opisywać. W skrócie było tak. W 1932 roku w Berlinie odbył się proces Otto Wackera, którego oskarżano o fałszerstwo 33 obrazów van Gogha. Wacker został skazany na 19 miesięcy pozbawienia wolności i zapłacenie 30 tysięcy marek grzywny. Prawdopodobnie obrazy namalował jego młodszy brat. Te obrazy raz były uznawane za oryginały, innym razem za falsyfikaty. Znawcy potwierdzali ich autentyczność, a później się z tego wycofywali. Podobno obraz van Gogha w momencie zakupu przez Muzeum Ōhara opisany był jako autentyczny. W tamtych czasach bez internetu wieści rozchodziły się po świecie bardzo wolno, albo wcale. Być może pan Ōhara nic nie wiedział o całej aferze z fałszywymi obrazami i zawierzył marchandowi. A bardzo chciał mieć van Gogha w swoich zbiorach.
Obraz wisiał sobie spokojnie w Muzeum i zachwycał ludzi aż do lat 80. XX wieku, kiedy wyszło na jaw, że to falsyfikat. Podobno zagraniczni badacze sztuki, którzy przy okazji jakiejś większej wystawy zjechali do Japonii, wybrali się do Kurashiki obejrzeć falsyfikat „Drogi w Alpilles” van Gogha. Bo na świecie obraz ten już od dawna nie był uznawany za oryginał. Któryś z dziennikarzy podsłuchał ich rozmowę i zrobiła się afera.
Jest jeszcze jedna ciekawa historia związana z tym obrazem.
Japoński historyk sztuki zachodniej i znawca twórczości van Gogha Kōdera Tsukasa (1957-) już w liceum interesował się sztuką, ale nie obnosił się ze swoimi zainteresowaniami, zwłaszcza że należał do szkolnej sekcji baseballa. Dopiero kiedy dostał się na uniwersytet zaczął odwiedzać muzea. Muzeum Sztuki Ōhara było pierwszym, do którego się wybrał i tam zobaczył „Drogę w Alpilles” Vincenta van Gogha. Obraz wywarł na nim ogromne wrażenie. Jakiś czas później, przeglądając na uczelni zagraniczne materiały naukowe natknął się na informację o falsyfikatach Wackera i doznał szoku.
Kiedyś w latach 90. podczas wykładu w Miejskim Muzeum Sztuki w Kurashiki Kōdera wpomniał o falsyfikacie obrazu van Gogha i o tym jak się nim zachwycił. Dwa tygodnie później zatelefonowano do niego z Muzeum Ōhara z zapytaniem czy mógłby u nich opowiedzieć o tym obrazie, bo teraz go już nie pokazują, trzymają w magazynie, ale pokazywali przez wiele lat i ludzie go lubili. No i pan Kōdera, obok umieszczonej na sztalugach specjalnie na tę okazję „Drogi w Alpilles”, opowiedział o tym słynnym falsyfikacie.
Obraz od 1995 roku ponownie można oglądać w Muzeum. Obecnie, od 31 maja do 30 listopada, jest wypożyczony na wystawę do Pola Museum of Art i niestety nie dane mi było go obejrzeć, kiedy odwiedziłam Muzeum pod koniec października.
Z tego samego powodu nie zobaczyłam też obrazu namalowanego w 2002 roku przez współczesną artystkę Fukudę Miran (1963-) pt. „To Make «Van Gogh» More Like «Van Gogh»”.
Oryginał zatytułowany „Dwie topole w Alpilles w pobliżu Saint-Rémy” znajduje się w The Cleveland Museum of Art.
![]() |
| Falsyfikat. Źródło zdjęcia. |
Zdjęcia obrazu Fukudy Miran nie udało mi się tutaj wkleić. Dla zainteresowanych podaję link, gdzie można go obejrzeć. Jej obraz to kopia falsyfikatu, tyle że ulepszona, bo falsyfikat jest ponoć mało vangoghowski.
Fukuda Miran „To Make «Van Gogh» More Like «Van Gogh»”
![]() |
| Oryginał. Źródło zdjęcia. |


to jest naprawdę fascynujące, jak obok historii samego dzieła sztuki, jego powstania toczy się cała bogata opowieść na temat fałszerstw, czy kradzieży owego dzieła...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Bardzo fascynujące. Sprawa obrazu van Gogha bardzo mnie wciągnęła.
Usuńa mnie się film "Twój Vincent" skojarzył :) to był niezły filmowy hicior kilka lat temu...
UsuńNie znam :( Muszę poszukać, może choć fragmenty uda się obejrzeć...
UsuńFaktycznie, bardzo ciekawe, a fakt, że nie mieli zabezpieczeń, to niesamowita sprawa, ale może i kradzieży dzieł sztuki było mało?
OdpowiedzUsuńPięć obrazów, to jednak potrzeba czasu...no i złodzieje nie zawsze postępują z nimi delikatnie, niestety.
Znawcy nie poznali się na falsyfikacie, a co dopiero zwykły odbiorca sztuki!
Może w tamtych czasach nie stosowało się zabezpieczeń? A może w Japonii było bezpiecznie pod tym względem? Nie wiem, ale powinni chociaż na noc kogoś zatrudnić do pilnowania.
UsuńNo właśnie, jeśli fałszerz jest wybitny, to laik nie rozpozna. Poza tym, można się zastanawiać, czy jak ktoś zachwyci się obrazem, a potem dowie, że to nie był oryginał, to co? Powinien się odzachwycić? ;-)
Podobnie z biżuterią. Czy kopia drogiej kolii lub pierścionka jest mniej piękna?
UsuńNo właśnie. Czy zachwycamy się dziełem, bo twórca jest sławny? Czy gdyby twórca był nieznany, to by się nam nie podobało?
UsuńWierzyć mi się nie chce że tak wybitne dzieła wspaniałych malarzy nie były pilnowane...
OdpowiedzUsuńPrzedziwne...
Mnie też trudno uwierzyć. Ale z drugiej strony, w Japonii możesz zostawić portfel czy telefon na stoliku w kawiarni, pójść do toalety, wrócić po jakimś czasie i te rzeczy nadal tam będą leżeć.
UsuńCzytając ten wpis od razu przypomina się kradzież w Luwrze. Albo w nieco lżejszym tonie - film Vinci :D Wyobrażasz sobie, że ci z Luwru ukradli koronę cesarzowej Eugenii z XIX wieku, tylko po to, żeby porzucić ją w rynsztoku kilka metrów dalej?
OdpowiedzUsuńNo właśnie! Jak ktoś bardzo chce ukraść, to wymyśli sposób mimo zabezpieczeń. Vinci - lubię :-) Porzucili koronę w rynsztoku?! Nie doczytałam o tym. Może im wypadła? To Luwr teraz ma nad czym pracować ;-)
Usuńporzucili... grubo brzmi, tymczasem media wcale tak tego nie pokazywały, wszyscy są zgodni, że złodzieje po prostu zgubili tą koronę podczas ucieczki...
UsuńStraszne zamieszanie z tymi falsyfikatami i oryginałami. Tak naprawdę to w wielu przypadkach niezwykle trudno jest z całkowitą pewnością ustalić, czy dzieło jest oryginałem. Wkraczają nowe technologie i czasem udaje się podważyć wcześniejsze oceny prawdziwości obrazu.
OdpowiedzUsuńW temacie falsyfikatów przypomniała mi się afera z wystawą w Genui w 2017r 21 obrazów Modiglianiego, które okazały się być podróbkami. Zresztą takich afer było więcej, czasem falsyfikaty znanych dzieł bywały sprzedawane za milionowe kwoty, prawda wychodziła na jaw dopiero po wielu latach.
A co do kradzieży, to co się dziwić, że udało się to złodziejom w tamtych czasach, kiedy całkiem niedawno miała miejsce spektakularna kradzież cennych obiektów z galerii w Luwrze, w biały dzień, niemal na oczach zwiedzających.
pisałam komentarz, a w międzyczasie wyżej Celt już opublikował i napisał też o tym Luwrze - no i mi też skojarzyło mi się z filmem "Vinci" :)
UsuńTrudność stwierdzenia z całkowitą pewnością to jedno, ale z tego co czytałam o obrazach van Gogha, to któryś ze specjalistów uznał te podróbki za prawdziwe, umieścił w specjalny katalogu, a potem gdy się okazłao, że one podejrzane są, to głupio było przyznać się do błędu. Więc różnie to bywa, tylko co mamy powiedzieć my, laicy.
UsuńTutaj nie było takiej spektakularnej akcji z wybuchami (vinci 1) czy fajerwerkami (vinci 2), złodzieje wybrali niezbyt duże dzieła, wynieśli spokojnie przez okno, a potem do walizki i już ;-)
Świetny wpis, dzięki za rozwiniecie tematu. Fałszerstwo sztuki zostawia plame na sumieniu ekspertów, W. Januszczak bardzo żaluje oceny dzieła Gauguina.
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję za podpowiedź :) I znowu muszę poszukać o co chodzi ;-)
UsuńNo fajne ciekawostki. :) Z tą kradzieżą to faktycznie niezła inba... Bardzo podoba mi się zdjęcie bez związku z tematem, cokolwiek przedstawia. :)
OdpowiedzUsuńNa zdjęciu jest rodzaj lampionu. Były prezentowane w dniach wieczornego podświetlania dzielnicy historycznej. Pokazałam na blogu kilka zdjęć z tej imprezy, ale lampionów nie, bo mój smartfon niestety nie poradził sobie z nimi i zdjęcia wyszły kiepsko. To jedno udało się trochę podrasować.
UsuńFascynująca opowieść:-) Kradzieże, falsyfikaty, zagubione i odzyskane dzieła. To niemal "obrazowy" thriller;-) A w tym wszystkim sztuka splata się z ludzkimi pasjami i tajemnicami.
OdpowiedzUsuńNa powieść albo film się nadaje ;-)
UsuńOj tak, to fascynujące dzieje, szczególnie tego jednego obrazu. Troszkę zadziwia brak większego pilnowania dzieł, ale być może nigdy się to nie zdarzało...
OdpowiedzUsuńPewnie takie czasy spokojne były, ale mimo wszystko stróża nocnego powinni byli zatrudnić.
UsuńAle historia! Coraz ciekawiej się robi w twoim mieście :)
OdpowiedzUsuńNessie nie przebijemy ;-) Ale robimy co się da.
UsuńO historii z fałszowaniem obrazów i ich kradzieżą czyta się z zapartym tchem. To lepsze niż kryminał. Przy okazji ogląda się skradzione obrazy oraz przypomina sobie twórców.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
Ja to nawet niektórych ukradzionych malarzy poznałam dopiero przy tej okazji :)
UsuńPodpisuję się pod komentarzem Ultry.
Usuńi tez nie znałam wymienionych tu malarzy . Obraz Fukudy Miran - interesujący. Kto wie czy nie bardziej niz oryginał...
Nie znałam Fukudy, ale okazuje się, że interesujące dzieła tworzy.
UsuńAch, dla mnie malarstwo to coś całkiem egzotycznego. Kompletnie się na nim nie znam ^^
OdpowiedzUsuńNie każdy się zna, ale pooglądać i ewentualnie zachwycić się zawsze można :-)
UsuńFascynująca historia, można by napisać na jej podstawie kryminał. Swoją drogą, czy podróbka, która jest praktycznie nieodróżnialna od oryginału, również nie dowodzi kunsztu artysty, który ją wykonał? ;-)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem jak najbardziej dowodzi ;-)
UsuńSzkoda, że w japońskim muzeum nie ma dzieł Polaków. A może jakiś by się znalazł?
OdpowiedzUsuńDobre pytanie. Musiałabym poszukać, czy jakiś polski akcent jest.
Usuń