Ciekawostki
Dzisiaj garść ciekawostek, moich spostrzeżeń po przeprowadzce do Kurashiki z dużeeego miasta.
Od czego zacząć? Może od pociągów. Jest kilka linii kolejowych, ale jeśli weźmiemy pod uwagę tylko te, które dojeżdżają do stacji Kurashiki w centrum miasta, to zostają trzy. Miasto Kurashiki jest dość rozległe, a zagęszczenie linii kolejowych niewielkie, więc na daną część miasta przypada średnio jedna linia, ale są też rejony z bardzo utrudnionym dostępem do kolei. Poza tym częstotliwość kursowania pociągów jest zaskakująca. W kierunku Okayamy, największego miasta w prefekturze, jeżdżą 4-5 razy na godzinę, ale już w odwrotnym kierunku rzadziej. Ja korzystam z linii kolejowej, która oferuje jeden kurs lub dwa na godzinę (!). Nie jadę do miasta kiedy chcę, tylko kiedy jest pociąg ;-)
Przez Kurashiki przejeżdża też shinkansen, żeby nie było, ale shinakseny poruszają się po specjalnych torowiskach, po których zwykłe pociągi nie jeżdżą. Stacja shinkasenu to Shin-Kurashiki (nowe Kurashiki), ale cóż, stają na niej tylko shinkanseny Kodama (po polsku: echo) – najwolniejsze, zatrzymujące się na każdej stacji.
Może teraz o bankach, a właściwie o jednym. Założylibyście konto w Banku Pomidor? Nie żartuję, w Kurashiki istnieje taki bank, zresztą od wielu lat. W logo ma czerwonego pomidora widzianego z góry, z zielonym ogonkiem i działkami kielicha. Z oficjalnej strony internetowej banku dowiedziałam się, że pomidory są soczyste, świeże i zdrowe, i te cechy idealnie wpasowują się w wizję przedsiębiorstwa, jakim pragnie stać się ten bank. (Cokolwiek to znaczy ;-) )
Nazwa banku została zmieniona na tę „pomidorową” pod koniec lat 80. XX wieku i wzbudziła sensację. Bo jak to? Taka poważna instytucja jak bank przyjmuje taką pospolitą nazwę? Dodatkowo ta nowa nazwa zapisywana jest katakaną, a nie kanji*.
O banku rozpisywały się gazety, zarówno krajowe, jak i zagraniczne. I zrobiło się o nim tak głośno, że w plebiscycie na nowe słowo i modne słowo roku „Bank Pomidor” zdobył brązową statuetkę w kategorii „nowe słowo”.
*[Katakana służy m.in. do zapisywania słów pochodzenia obcego, a kanji to znaki pochodzenia chińskiego. Pomidor po japońsku to tomato. Zapisany katakaną wygląda tak: トマト. Zapisany kanji wyglądałby np. tak: 蕃茄, ale się takiego zapisu nie używa.]
Kilka dni temu w jednym z dyskontów natrafiłam na polską czekoladę firmy Chocomoco i polskie płatki owsiane Melvity. Nic nadzwyczajnego, można by rzec, przecież w Japonii ostatnimi czasy dostępnych jest wiele polskich produktów, ale ten dyskont to taka raczej lokalna firma. Nie spodziewałam się w nim niczego z Polski. Poza tym zupełnie nie kojarzę tego producenta czekolady. Sprawdziłam (bo lubię wiedzieć, co i jak) i okazało się, że produkują czekoladę od połowy lat 90. XX wieku, a siedzibę mają pod Warszawą. A ja z Warszawy jestem. Może po prostu zmienili nazwę firmy, a ja ich znałam pod poprzednią? Trudno powiedzieć, bo nic nie wspominają o tym na swojej stronie internetowej.
I na koniec jeszcze o taśmie maskującej. Wyobraźcie sobie, że Kurashiki to raj dla wielbicieli taśmy maskującej. Wchodzisz do sklepu i... stajesz przed półkami załadowanymi 850 rodzajami taśmy. Zwariować można od nadmiaru!
Tak, zgadza się, taśmę maskującą wynalazł w 1925 r. pracownik firmy 3M. Ale to w Kurashiki narodziła się ta japońska na bazie papieru washi.
Kamoi Toshirō założył w 1923 r. wytwórnię lepu na muchy. Dowiedziawszy się, że w Ameryce wynaleziono taśmę maskującą postanowił wykorzystać swoją wiedzę i doświadczenie, bo przecież lep na muchy to też pokryty klejem pasek papieru, i zająć się jej produkcją. Pierwsza krajowa taśma maskująca trafiła na rynek w 1962 r. Wykonana z japońskiego papieru washi była odporna na wodę, trudno ją było rozerwać i, co najważniejsze, była cienka. Dawała się łatwo przyklejać i tak samo łatwo odklejać. Zrobiła furorę w przemyśle. Na początku XXI wieku firma zaczęła pracować nad rozszerzeniem asortymentu i w 2008 r. wypuściła taśmę będącą zwykłym artykułem papierniczym. Zastosowań ma bez liku, ale o nich to już nie tym razem.
I to by było na tyle :-)
No nie powiem, Bank Pomidor w życiu nie pomyślałabym o takiej nazwie na bank. Najważniejsze, by był wiarygodny, wtedy nazwa nie jest tak naprawdę ważna. Jak się sprawdza to jest ok. Czekolady nie znam, ponieważ mało zjadam słodyczy.
OdpowiedzUsuńTaśmy maskujące się przydają jak najbardziej, szczególnie przy malowaniu. Wykorzystywałam również taśmy washi w niektórych swoich projektach :)
Mnie nazwa banku zaskoczyła, choć po Japończykach można się czegoś takiego spodziewać. Wydaje się być wiarygodny.
Usuńtak jest, tasmy maskujące pierwotnie wykorzystywane były przy malowaniu różnego rodzaju. A swoje projekty z wykorzystaniem taśmy washi pokazywałaś na blogu? Można je gdzieś zobaczyć?
Nie ma, dlatego że ten blog nie ma być rękodzielniczy, raczej ogólny. Projekty były głównie prowadzone na warsztatach, które zdarzało mi się prowadzić, a tasma washi, jej różne rodzaje dawały duże możliwości uczestnikom. Sama się przyznam, że tak po prawdzie nie lubiłam jej używać, czy to na kartkach czy albumach scrapbookingowych.
UsuńRozumiem, szkoda :( Ja używam tylko w celach praktycznych, takie najzwyklejsze. Zupełnie nie znam się na zaletach czy wadach w zastosowaniu, nazwijmy je, ozdobnym.
UsuńNajbardziej mnie zaskoczyła ta czekolada, pierwszy raz słyszę tę nazwę. Mam swoje ulubione czekolady (głownie Lindt i Wedel) i rzadko sięgam po inne marki, a opakowania tej Chocomoco znalezione w internecie wyglądają dość egzotycznie, więc nawet jeśli gdzieś kiedyś je spotkałam, to nie skojarzyłam że to polska marka.
OdpowiedzUsuńBank rzeczywiście ma zabawną nazwę, ktoś miał fantazję :).
Natomiast taśmy washi są u nas dość popularne, chociaż może wybór jest ciut mniejszy niż w Japonii. Służą zarówno do celów "technicznych", jak i do ozdabiania notesów, karteczek itd.
No właśnie, ja też mogłam jej nie kojarzyć jako polskiej i stąd moje przekonanie, że jej zupełnie nie znam. Też lubię czekolady Lindta i Wedla :)
UsuńOch, też znasz taśmy washi. Nie przypuszczałam, że w Polsce są popularne.
Oh, to mogę konkurować z waszymi sklepami. Miałam swego czasu obłęd kupowania taśm washi i teraz przewalają się bezużyteczne. Nazwa banku dziwna, ale logo dosyć japońskie. Nasz bank niby nazywa się matematycznie, ale brzmi jakoś dziwnie 5/3 bank.
OdpowiedzUsuńHa, ha, ha! Wiesz, ja właśnie dlatego boję się wejść do sklepu z taśmami. Przeraża mnie, że rzuczę się na nie bez umiaru, nakupuję i potem będą się kurzyć w domu.
UsuńO, Wasz bank też ma dziwną nazwę. Czyta się ją jak ułamek, czy jakoś inaczej?
Tak, Fifth Third Bank
UsuńHa ha to jest jeszcze lepsze od Pomidora! Wpłacasz 5 dolarów, dostajesz (z procentami) 3 🤣🤣🤣
UsuńBank Pomidor brzmi dla mnie bardzo dobrze. :) Dzięki za przedstawienie historii "washi tape", nigdy się nad tym nie zastanawiałam. A z japońskich ciekawostek mam w domu tylko shibkę. :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWitam Cię serdecznie :)
UsuńJejku, masz shibę?!?! Bardzo bym chciała mieć, choć kusi mnie też akita. Zobaczymy, jeśli dorobię się domu, to może, może...
Totalny przypadek, że to akurat shiba. Szukaliśmy pieska spokojnego, statecznego, odchowanego i spokojnego do kotów - bo mamy dwa kotki. Znajoma, która ma hodowlę shibek (oczywiście zarejestrowaną i w pełni legalną) akurat wydawała jedną z suczek na emeryturę hodowlaną i okazała się być idealną kandydatką. :)
UsuńJak na przypadek, to udało się idealnie :) Pewnie shiba była Wam przeznaczona :)
UsuńNajlepsze jest to, że Niura jest BARDZO atypową shibą. xD Jej koledzy i koleżanki z hodowli mają zupełnie inne usposobienie, temperament itp. Jeden z piesków, notabene miała z nim szczeniaczki, jest bardzo żywiołowy, biega jak szalony, kocha zabawy, interakcje i tak dalej - no całkowite przeciwieństwo, więc śmialiśmy się, że ich dzieci są idealnie po środku. :D Czy to prawda - nie wiem. Ale mamy taką kluchę kanapową. :) Najważniejsze jest to, że jest przyjazna dla kotów. To mój pierwszy pies, a koty mam od 26 lat i znam i rozumiem je dużo lepiej. Miłości wielkiej między nimi nie ma, ale się bardzo wysoko tolerują. :) Niura nawet trochę się boi Marchewki, bo raz ją wystraszyła i niestety dostała po nosie.
UsuńJa mieszkam blisko małej stacji, z jednej strony to dogodne, bo mam pociąg do syna o rzut beretem , ale z drugiej ruch pociągów towarowych duży, czasem słyszymy jadące składy.
OdpowiedzUsuńNazwa banku jak nasza gra w pomidora, dla wielu pewnie przyciągająca:-)
Firmy czekoladowej nie znam, nie słyszałam.
Nawet nie wiem do czego służy taśma maskującą, ale pewnie napiszesz!
U mnie, zwłaszcza w dużych miastach, pociągi przejeżdżają pomiędzy budynkami, wychodzisz na balkon i (czasami) masz przed sobą peron z czekającymi ludźmi. Przy każdej przeprowadzce unikałam budynków tuż koło torów, nawet jeśli były strakcyjne cenowo i metrażowo, bo nie dość, że hałas to jeszcze drgania okropne.
UsuńTeż mi się przypomniała gra w pomidora, kiedy pisałam o tym banku ;-)
Taśma maskująca ma wiele zastosowań. Bogusława i Małgosia wspomniały w komentarzach o kilku. Z pewnością mogłabyś ją wykorzystać w swoim art journalu :)
A tak, mam takie taśmy!
UsuńO, to super. One pewnie mają różne nazwy w różnych krajach i czasami trudno się domyślić, że chodzi o tę samą rzecz :)
UsuńFaktycznie mnóstwo ciekawostek. Ale jaka mądra się zrobiłam po przeczytaniu Twojego tekstu.:-))
OdpowiedzUsuńDziękuję Stokrotko :)
UsuńTyle ciekawostek w jednym wpisie🙂 Puszek mruczy, że nawet najbardziej zwyczajne rzeczy mogą być fascynujące, jeśli tylko się im dobrze przyjrzeć. A Bank Pomidor brzmi jak miejsce, gdzie konta dojrzewają na słońcu, a oprocentowanie pachnie sałatką😉
OdpowiedzUsuńPuszek się zna :) Po takim opisie banku nie pozostaje nic innego jak biec i zakładać konto ;-)
Usuńskoro Okayamy jeździ więcej pociągów, niż wraca, to co oni tam robą z tą resztą, która nie wraca?...
OdpowiedzUsuńpomidory są bardzo zdrowe, mają dużo potasu i podobno hiszpańscy aktorzy filmów dla dorosłych zażerają się pomidorami...
kiedyś taka japońska kapelka Baby Metal nagrała utwór "Gimmie chocolate" i strasznie zabawnie brzmiało, jak dziewczyny śpiewały "czokoreko" po japońsku...
p.jzns :)
Ta reszta nocuje w hotelach kapsułowych, żeby nie marnować czasu na powrót do domu, albo po pracy jest chudsza (no, z przepracowania) i więcej osób mieści się do jednego składu.
UsuńDo pomidorów jako takich nic nie mam. Sama je bardzo lubię. Ale jako nazwa banku?
Nie znałam tej kapelki, ale już sobie wyguglałam. Ich nazwa po japońsku to bebiimetaru, w skrócie bebimeta ;-) Cóż, obce słowa w japońskim generalnie brzmią inaczej, wiele z nich zabawnie. Trzeba jakoś sobie poradzić z ich zapisem mając do dyspozycji 5 samogłosek i sylaby. Dlatego czekolada to chokoreeto (ciokoreeto).
no tak, ale co się dzieje z samymi pociągami?... może do drogi powrotnej kompletowane są dłuższe składy z większą ilością modułów/wagonów?... to by było nawet logiczne...
Usuń...
Porando... dobrze napisałem?...
za to kiedyś oglądałem japoński film z gatunku "o potworach"... głównymi postaciami były dwa olbrzymie humanoidy od początku jakby zaprojektowane, skonstruowane i dalej rozwijane z początkowych pojedynczych komórek... po japońsku nazywano je słowem "frankensztajn" (jakoś tak lub podobnie)... to akurat jest bardzo popularny błąd: mylenie dzieła z jego twórcą... ale brzmiało zabawnie w filmowych kontekstach...
Wiesz, co? No, nie wiem. Tak dokładnie nie sprawdzałam. Popatrzyłam w rozkład jazdy i wyszło, że w jedną stronę jedzie więcej kursów, a w drugą mniej. Może jest tak jak piszesz, czyli kombinują z liczbą wagonów.
UsuńPorando - prawie ok :) Nad pierwszym o powinna być kreseczka, która wskazuje przedłużenie samogłoski, czyli byłoby poorando.
Nie wiem, o jaki film chodzi, ale często słowa pochodzenia obcego są tutaj używane w innym znaczeniu niż pierwotne.
Taśma maskująca... nawet nie wiedziałam, że to się tak nazywa. Znaczy kojarzy mi się jedynie z tą taśmą do przyklejania dla zabezpieczenia podczas malowania. A teraz sobie przypominam, że widziałam takie rolki dekoracyjne, to pewnie te, o których tu piszecie, że do ozdabiania notesów etc. Może sobie taką kupię do moich praskich zeszytów 😂
OdpowiedzUsuńKup! Możesz też nią ozdobić walizkę ;-)
UsuńKiedyś przeczytałam, że istnieje specjalne słowo/określenie na uczucie, jakie masz (pewnej nostalgii), gdy słyszysz gwizd pociągu w oddali. Zapisałam je sobie, bo kojarzy mi się właśnie z dzieciństwem, tory kolejowe były na tyle niedaleko, że było ten gwizd słychać - a i teraz mieszkam dość blisko linii kolejowej i taki gwizd też słyszę czasami.
OdpowiedzUsuńNo i co? No i nie wiem, gdzie to zanotowałam, szukałam, do tej pory nie znalazłam, a w internecie to już w ogóle.
Chyba rzeczywiście pisałaś na blogu, ale też nie pamiętam kiedy to było.
UsuńNie wiem, czy o takie słowo ci chodzi, ale najbliżej tego o czym piszesz jest chyba słowo "railfanning" :)
Usuńnaukowo można by to nazwać "dopplering", bo ów odgłos jest jednym z przykładów efektu Dopplera znanego z fizyki...
UsuńTaśmy washi - uwielbiam! Nie mam żadnej, ale w sklepach zawsze ogladam godzinami. W sprawie Banku Pomidor - nazwa dołączyła do innych dziwnych nazw banków, np. w Oklahomie jest Redneck Bank (wieśniakowy Bank), w Pensylwanii The First National Bank of Intercourse (Pierwszy Narodowy Bank Interseksu) itd... Uwielbiam twoje ciekawostki!
OdpowiedzUsuńOj, tak, można zapomnieć o bożym świecie oglądając te taśmy.
UsuńHa, ha, ha, dobre te nazwy! Ciekawe skąd się wzięły? Może się nawet okazać, że wcale nie znaczą tego, co nam się wydaje ;-) Dziękuję :-)
Ja trochę nie na temat. Ciekawostki ciekawostkami, ale... Mokuren, skoro przeprowadziłaś się w nowe miejsce to może przydałoby się jakąś parapetówkę zorganizować?
OdpowiedzUsuńO, słuszna uwaga ;-) Całkowicie mi to z głowy wyleciało. Trzeba ten błąd koniecznie naprawić. Daj mi chwilę na przygotowanie się.
UsuńBardzo ciekawa notka :-)
OdpowiedzUsuńA tak à propos banku Pomidor - jak wygląda japońska fantazja, jeśli chodzi o nadawanie nazw restauracjom? W Polsce jest ona spora i mam wrażenie, że bardzo oryginalnych i ciekawych nazw jest bez liku. W Szwajcarii z kolei fantazji w tym aspekcie za wiele nie ma: króluje “Roessli”, “Löwen”, “Hirschen” (czyli “Źrebak”, “Lew”, “Jeleń”), “Alpenblick” (“Widok na Alpy”), “Bellevue” (“Piękny widok”), “Zum Krone” (“Pod koroną”) - można znaleźć dziesiątki restauracji o takich właśnie nazwach (oczywiście są i oryginalne nazwy, ale jednak jest ich mniej niż np. w Polsce).
Dzięki :)
UsuńPamiętam, że spotkałam się w Polsce z dziwnymi nazwami japońskich restauracji, z punktu widzenia Japończyka przede wszystkim. A tutaj? Tak na szybko nie przypomnę sobie, będę musiała się rozejrzeć bardziej świadomie. Ale chyba raczej bez nadmiernej fantazji. Natomiast jeśli chodzi o fantazję przy wymyślaniu nazw, to bezkonkurencyjne są tutaj bloki mieszkalne, apartamentowce, osiedla. Od dłuższego czasu chodzi mi po głowie wpis na ten temat. Ciekawe jak pod tym względem wypada Kurashiki, bo Tokio było fascynujące.